Dłużej gram niż żyję – rozmowa z Martą Grajny

Przez sześć kolejnych lat była numerem jeden w indywidualnym, jak i w drużynowym finale tenisa stołowego w powiecie. Marta Grajny, bo o niej mowa, od ośmiu lat trenuje tenis stołowy w ULKS Lachowice i jak zapewnia: „nie mam zamiaru przestać”.

Maciej Krzyśków: Kolejne finały indywidualne w tenisie stołowym wśród dziewcząt to dominacja Marty Grajny. Nie jest to już dla Ciebie trochę nudne?

Marta Grajny: – Zawsze takie turnieje są ciekawe i interesujące. Cieszy mnie możliwość samego udziału w nich.

Cieszy także możliwość zmierzenia się np. z klubową koleżanką jak Natalią Frolik i udowodnienia swojej wyższości?

– Absolutnie nie, bo ani trochę tak się nie czuję. Dobrze mi się z nią gra i lubię z nią rywalizować. Oczywiście nie ma żadnej strasznej rywalizacji, a wszystko jest takie naturalne na stopie koleżeńskiej, przyjacielskiej. Zwłaszcza, że u Nas w klubie atmosfera zawsze była bardzo dobra. Jeśli mowa o rywalizacji to tylko przyjacielskiej i to niezależnie od tego czy mówimy o II, III czy IV lidze. Wszyscy traktujemy się jak równy z równym. ULKS Lachowice to jedna wielka rodzina, a sala to nasz drugi dom (śmiech). Nasz klub słynie z uśmiechu na twarzy, życzliwości i niesamowitej atmosfery. Niektórych zawodników traktuję jak starszych braci.

Klub ULKS Lachowice powstał osiem lat temu.

– A wraz z nim zaczęły się moje treningi. Można powiedzieć, że więcej gram, niż żyję (śmiech).

Mówi się Lachy Lachowice w tenisie stołowym, to myśli się Piotr Grajny. Tata zaraził pasją do tej dyscypliny nawet nie tyle rodzinę, co całą społeczność w Lachowicach i okolicy?

Zaraził całe Lachowice i uważam, że wszystko co w okolicy jest związane z tenisem stołowym to jego zasługa. Moje sukcesy również są z nim związane. On był moim pierwszym trenerem i nauczycielem. Wyprowadzić klub z takiej małej miejscowości na salony w jakiejkolwiek dyscyplinie to trudne zadanie, ale jemu się udało.

Po wygraniu zawodów powiatowych miałaś okazję spróbować sił w dalszych etapach rywalizacji czy to na arenie rejonowej czy potem wojewódzkiej. Rok temu…

– Wygrałam zawody rejonowe i pojechałam na finały wojewódzkie. Zajęłam tam trzecie miejsce. To jeżeli chodzi o zawody szkolne, bo w otwartych byłam na pierwszym miejscu. Zawsze takie zawody to przygoda i kolejne doświadczenie. Zobaczymy co będzie w tym roku. 

Stres

– Może go nie widać, ale zawsze jest obecny. Mimo że gram już tyle lat i można mnie uważać za doświadczoną zawodniczkę to przy każdym meczu, nawet teoretycznie najprostszym, stres zawsze mi towarzyszy. Także mnie zdarzają się różne wpadki. Bardziej jednak jest to stres pozytywny, który nakręca do jeszcze lepszej gry.

Finały powiatowe w gimnazjadzie w tenisie stołowym kończysz z najlepszym możliwie wynikiem – trzy tytuły mistrzowskie indywidualnie i drużynowo. Za rok już tak łatwo nie będzie, bo w licealiadzie zmierzysz się ze starszymi zawodniczkami.

– Na pewno będzie przemawiać za nimi większe doświadczenie. Umiejętności są podobne, więc wiek nie gra tutaj takiej roli. Nie boję się (śmiech). Mogę się tylko obawiać, jak połączyć w następnym roku naukę z treningami. Teraz mam klub i szkołę na miejscu, a za rok tak już nie będzie. Pożyjemy, zobaczymy.

W trakcie finału w licealiadzie, które obserwowałaś z trybun, przeprowadzałaś już pierwsze rozmowy na temat Twojej nauki, i nie ukrywajmy – gry przy okazji z jednym z nauczycieli ze szkoły ponadgimnazjalnej.

– Wybieram się do liceum w Suchej Beskidzkiej, ale zobaczymy jak się to wszystko potoczy. Decyzja jeszcze nie zapadła. W życiu wszystko szybko potrafi się zmieniać.

Trenujesz już osiem lat, za chwilę skończysz gimnazjum. Może nadszedł już czas by się zastanowić, czy poświęcasz się tej dyscyplinie i zamierzasz wskoczyć na jeszcze wyższy szczebel, czy jednak zadowala Cię to, co do tej pory osiągnęłaś. Kadra narodowa to cel tej przygody?

– Mam taki plan, a awans do kadry to byłoby spełnienie marzeń. Chciałabym, żeby moje życie dalej toczyło się wokół tej dyscypliny. Chcę zdobywać doświadczenie i ogrywać się na kolejnych zawodach. Choćby nie wiem co się działo, nie mam zamiaru przestać grać (śmiech).

Skoro nie masz zamiaru przestać, to powiedz jak wyglądają treningi w klubie i zgaduję, że także w domu.

– W domu nie mamy stołu do tenisa stołowego (śmiech). Zostają więc tylko treningi na sali. Kiedyś nie było też tylu trenerów w klubie. Teraz mamy ich dwóch, których bardzo cenię i szanuję. Czas robi swoje, kolejne osiągnięcia także i ULKS Lachowice na pewno z każdym rokiem bardziej profesjonalnie podchodzą do treningów.

Co masz na myśli?

– Trenerzy Łukasz Pietraszko i Dominik Kufel posiadają duże doświadczenie. Dominik Kufel trenuje tez kadrę Śląska. To zaszczyt dla naszego klubu, że trenują nas tacy fachowcy. Podpatruję w ich grze wszystko, co się da. To starsi zawodnicy, na których wszyscy młodsi zawodnicy mogą się wzorować. Kiedy grają z młodszymi to przekazują wiele cennych wskazówek. Co do samych treningów to w poniedziałek mamy trening bardziej siłowy czyli pompki, przysiady, dużo biegamy. W kolejnych cyklach skupiamy się na technice czy kondycji. W naszej dyscyplinie ważny jest ogólny rozwój i wszystko się liczy.

A najważniejsza i tak jest koncentracja?

– Chyba to kluczowa sprawa. Mam z nią zawsze problemy. Wbrew pozorom w trakcie gry jestem zwykle bardzo rozkojarzona, a jednak w tym sporcie bez tego jest ciężko cokolwiek osiągnąć. Staram się nad tym pracować. Tak samo jak z grą z forhendu. Najpierw nauczyłam się grać z bekhendu i cały czas doskonalę forhend.

To, że tata jest prezesem w klubie i na bieżąco widzi Cię w akcji pomaga czy przeszkadza?

– Przede wszystkim muszę zaznaczyć, że nie czuję żadnej presji. Gram bo lubię. A to, że tata jest obok nie przeszkadza a wręcz przeciwnie – pomaga, bo mogą liczyć na jego zrozumienie, wsparcie.

Masz w głowie taki pojedynek w dotychczasowej przygodzie z tenisem stołowym, który utkwił Ci najbardziej w pamięci

– Wspomniany finał wojewódzki kadetek w Zakliczynie w listopadzie 2011. Co prawda wygrałam, ale w takich pojedynkach wszystko się liczy i jest ważne. Ma się świadomość, że się doszło tak daleko i zaraz zagra o najwyższą lokatę. Za rok taka okazja może się nie powtórzyć. Na szczęście wszystko dobrze się skończyło.

Skip to content